Pani Alinka ma w swoim albumie także parę zdjęć z Gimnazjum w Oświęcimiu. Strasznie mi żal, że nie pamięta Julka, który w tym samym czasie też był uczniem tej szkoły. W 1938 roku ukończył klasę 4a. Chociaż kiedy przy pierwszej wizycie pokazałam jej jego zdjęcie, zdawało jej się, że go znała… Prawdopodobnie dojeżdżali do Oświęcimia tym samym pociągiem – bo szczerze wątpię, by Julek był podwożony przez ojca. Dziadek Jan był znany ze swojej „oszczędności”…
Pamięta za to bardzo dobrze dyrektora Kucharskiego, niezwykłą postać, o której już tu kiedyś pisałam i którego nazwisko znajduje się także na świadectwie Julka. Muszę ją przy okazji zapytać, czy zachowały się jej świadectwa szkolne.
Najbliższą i najukochańszą przyjaciółką pani Alinki, którą poznała w 1936, zaraz po przeprowadzce do Trzebini była Urszulka Ochmanówna. To była córka pana Ochmana, dzięki któremu mężczyźni, ówcześni mieszkańcy naszego miasta, uniknęli rozstrzelania po tym, jak zaraz na początku wojny został zabity jakiś niemiecki żołnierz strzałem, który padł z okna prywatnego domu. Wszystkich mężczyzn wyciągnięto wtedy z domów i pod eskortą spędzono na rynek, gdzie spędzili całą noc. Wtedy właśnie pan Ochman uprosił oficerów niemieckich, żeby nie dziesiątkowali ludności. Sam był podobno pochodzenia niemieckiego, ożenił się z Polką, chrzanowianką Palkówną, doskonale znał oczywiście język niemiecki. Podobno powiedział do nich: „Ja całe lata na was czekałem” – i tym ich jakoś przekonał.
A jego córka Urszulka była pani Alince najbliższa. I z nią także ma kilka zdjęć – jak na przykład te zrobione w okolicach kamieniołomu, którego jeszcze wtedy nie nazywano Balatonem.
A tu Alinka (pośrodku) na ulicy Kolejowej z koleżankami: Zosią Warzechówną (po lewej) i Irką Schumacherową (bratową Juliana Schumachera, który zginął w Auschwitz).
I jeszcze zdjęcie, na którym Tadek zapisał, jak wcześnie przyszła zima w 1940 roku…